Nie oszukujmy się. Otoczenie, w którym przebywasz, ma znaczenie. Wpływa na Ciebie, choćbyś nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Może Cię inspirować, popychać do działania, do podejmowania wyzwań, może koić zszarpane po całym dniu nerwy i dawać poczucie spełnienia. Może też działać destruktywnie, budzić niepokój, niechęć i poczucie izolacji. To jak to jest z Tobą? Jak się czujesz w miejscu, w którym żyjesz, w swoim mieszkaniu, bloku, na swoim osiedlu? Jakie powinny być nowe osiedla deweloperskie?
Kiedyś nie było co wybrzydzać, bo nie było w czym wybierać. Podobne do siebie „klockowate” bloki z wielkiej płyty na niemal identycznych osiedlach. Szczęściem można było nazwać uniknięcie mieszkania w ciągnącym się kilometrami mrówkowcu. Trudno w to uwierzyć, ale W PRL – u wielkopłytowe blokowiska były symbolem nowoczesności. A co jest nim teraz? Czy nowe budownictwo faktycznie jest nowoczesne?
Czy to, co aktualnie proponują nam deweloperzy, zawsze oznacza lepszą jakość życia?
Deweloperka to biznes jak każdy inny, liczy się przede wszystkim wynik finansowy. To całkiem zrozumiałe, że Inwestorzy starają się „wycisnąć” jak najwięcej metrów na zakupionych działkach, badając wśród nabywców, jak daleko mogą się posunąć, by wciąż być atrakcyjnym.
Dzisiejsze nowoczesne osiedla w moim odczuciu często przypominają małe getta. Pozamykane, odgrodzone, z jednym smętnym placem zabaw pośród morza asfaltu. Te, które aspirują by być „wyższej klasy”, mogą się pewnie pochwalić jakąś fontanną czy kilkoma knajpkami, które zazwyczaj i tak świecą pustkami. Czy faktycznie nie możemy oczekiwać więcej od miejsca, w którym decydujemy się zamieszkać? Czy musimy wybierać pomiędzy życiem w centrum miasta a osiedlem – sypialnią, gdzie po zmroku nie uświadczymy żywej duszy?
Wyobraź sobie, że po całym dniu w pracy wracasz do swojego mieszkania.
Wjazd do garaży podziemnych jest dostępny tylko z zewnątrz, bo na całym osiedlu wyeliminowano ruch kołowy. Uliczki wewnątrz nie są pozastawiane sznurem samochodów, a zdobią je zielone trawniki, kwiatowe rabaty i estetycznie przycięte krzewy. Zamiast wielkopowierzchniowego betonowego parkingu, deweloper wybudował boiska do gry i place zabaw. W parterach kameralnych, niskich budynków mieszczą się urokliwe knajpki, w których możesz się napić wina z przyjaciółmi. W weekendy na osiedlowym rynku organizowany jest biobazar i imprezy tematyczne dla mieszkańców. Budynki i osiedle zostały zaprojektowane tak, by zużywać jak najmniej energii, by maksymalnie chronić środowisko. Uliczki oświetlają latarnie hybrydowe, napędzane generatorami wiatrowymi i panelami solarnymi. Osiedlowa roślinność podlewana jest zgromadzoną wodą deszczową, a budynki wykonano z materiałów zapewniających najlepszą możliwą izolację cieplną.
Na tym osiedlu w równym stopniu liczy się człowiek, środowisko i ekonomia, bo to jest osiedle zrównoważone. Czy chciałbyś mieszkać w takim miejscu czy w sumie Ci nie zależy?
Nieliczni deweloperzy w kraju chcą realizować inwestycje oparte o zasady zrównoważonego rozwoju, dostarczając klientom nową jakość budownictwa. Bo to droższe, wymagające więcej wysiłku, niepotrzebne, bo Klient tego nie wymaga. No właśnie. Może w tym problem, że wciąż za mało oczekujemy. Zadowalamy się nowoczesną bryłą, oknami od sufitu po podłogę i swoim własnym miejscem w garażu podziemnym. Bo to i tak o niebo lepsze od tego, co było dostępne jeszcze 20 lat temu. Dopóki nie będziemy bardziej świadomie myśleć o miejscu, w którym żyjemy, dopóki nie zaczniemy oczekiwać więcej, to ta lepsza jakość prędko nie nadejdzie.
Niestety nasze wybory podyktowane są często prostym rachunkiem ekonomicznym. Jeśli na nasze mieszkanie musimy zaciągnąć kredyt na wiele lat, to przede wszystkim liczy się dla nas cena, a dopiero później filozofia, jaką niesie za sobą miejsce, w którym mamy zamieszkać. Mam nadzieję, że za kolejnych kilkanaście lat osiedla zrównoważone nie będą ekskluzywnym wyjątkiem, a standardem, którego będziemy od deweloperów wymagać.